W drugiej części opiszę najważniejsze manipulacje stosowane przez feministki i skąd się w ogóle biorą. Dlaczego feministki zachowują się w ten, a nie w inny sposób? Na czym polega w ogóle sama kwintesencja feminizmu? Zacznę od tego że tzw. feminizm to jak to ładnie określa Karen Straughan nic innego jak zbiór nieweryfikowalnych hipotez. Oparty jest o szereg mitów, przekłamań i pseudonaukowych i ahistorycznych twierdzeń, nie mających nic wspólnego z rzeczywistością. Właśnie z tego względu feministki od lat próbując udowodnić że koło jest kwadratem muszą sięgać po manipulacje, kłamstwa, wykorzystywanie błędów poznawczych, erystykę itd. Przejdźmy zatem do typowych feministycznych teorii.
Teoria patriarchatu
Założenie jakoby mężczyźni stanowili rządzącą i uprzywilejowaną grupę, a kobiety grupę podległą. Oczywisty błąd logiczny bije w oczy już po chwili refleksji. Wpływowi mężczyźni stanowią garstkę społeczeństwa. Reszta mężczyzn nie ma żadnej władzy. Tym bardziej nie ma jej ludzka jednostka, bez względu na to czy męska czy kobieca. I świat zawsze tak funkcjonował, nawet w historii do której lubią odwoływać się feministki tylko garstka mężczyzn miała wpływy, a reszta? Albo była niewolnikami albo ciężko pracującymi robolami.
W dodatku od wieków byli wysyłani na wojny. Kto miał lepiej? Kobieta z wyższych sfer, czy mężczyzna z niższej klasy? Pytanie retoryczne. Społeczeństwo wyznaczało inne role mężczyznom i kobietom, czyli np. mężczyźni pracowali a kobiety zajmowały się domem i dziećmi (chociaż to duże uproszczenie, bo kobiety też w historii zajmowały się pracą na roli, w rzemiośle, handlu itd. wszystko zależy od epoki). Czy to oznacza że mężczyźni byli wyłącznie uprzywilejowani? Nie, mężczyzna pracujący 12 godzin dziennie (lub więcej) nie robił tego aby uciskać żonę, tylko żeby utrzymać rodzinę. Zarówno mężczyźni jak i kobiety przez lata musieli walczyć o swoje prawa z władzą, z wyższymi sferami itd.
Ale dobra, zostawmy historię i skupmy się na współczesności. Nic nie wskazuje na jakieś specjalne uprzywilejowanie płci męskiej. Wystarczy spojrzeć na fakt, że mężczyźni wykonują większość najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych zawodów, stanowią większość samobójców, bezdomnych i ogólnie nie mają lekko. Prawo również nie tylko nie daje płci męskiej przywilejów, ale jest wprost przeciwnie. Kobieta dostaje za to samo przestępstwo niższą karę niż mężczyzna. Facetów zmusza się do płacenia na nieswoje dzieci pomimo testu zaprzeczającego ojcostwo, i mają trudniej będąc ofiarami przemocy domowej czy zgłaszając gwałt, nie wspominając już o niskich karach dla kobiet za fałszywe oskarżenia. W kulturze dominuje gynocentryzm. Feministyczne hipotezy nie wytrzymują więc zderzenia z rzeczywistością. W dodatku mężczyźni również mają matki, córki, siostry, żony, dziewczyny, przyjaciółki i nie mają motywacji do tego, żeby robić na złość kobietom i je “uciskać”.
Właśnie dlatego, żeby “udowodnić” istnienie “patriarchatu” feministki tak mocno starają się zagłuszyć każdego go podaje fakty dotyczące np. przemocy wobec mężczyzn, dyskryminacji mężczyzn itd. bo to zwyczajnie “psuje teorię”.
Wage gap – mityczna luka płacowa
Kolejnym elementem propagandy feministycznej jest twierdzenie o rzekomej dyskryminacji płacowej kobiet na rynku pracy. Jest to ekonomicznie niemożliwe, jako że płace ustalają się w wyniku gry popytu i podaży na rynku pracy. Gdyby kobiety zarabiały mniej za “dokładnie tę samą pracę” pracodawcy zaczęliby zatrudniać prawie same kobiety jako tańszą siłę roboczą. I albo mężczyźni zostaliby zmuszeni do obniżenia swoich oczekiwań płacowych albo kobiety zaczęłyby zarabiać więcej.
Feminizm manipuluje tutaj w dwojaki sposób. Po pierwsze podaje się średnie zarobki mężczyzn i kobiet ogólnie, podając że np. na każdego dolara kobieta zarabia 77 centów. Jest to zupełny absurd, gdyż nie uwzględnia się nawet kto wykonuje jaki zawód. A mężczyźni zarabiają więcej, bo zwyczajnie znacznie częściej wykonują cięższe i bardziej niebezpieczne zawody jak górnik, strażak, kanalarz, pracownik platformy wiertniczej itd. Statystycznie mężczyźni stanowią znaczną nadreprezentację w 24 z 25 najbardziej niechcianych zawodów, są też ofiarą około 93% wypadków śmiertelnych w pracy.
Po drugie w kwestii “tej samej pracy” w feministycznych statystykach nie uwzględnia się specjalizacji. Czyli np. jeśli chodzi o zawód lekarza, kobiety częściej są pediatrami, a faceci chirurgami. No i dochodzi kwestia tego, że mężczyźni zwyczajnie przepracowują więcej godzin w ciągu roku niż kobiety. Wiąże się to z macierzyństwem, które sprawia że kobiety częściej chodzą na zwolnienia, a mężczyźni wprost przeciwnie, częściej biorą nadgodziny.
Dokładniej temat został opisany w książce Warrena Farrella “Why Men Earn More”. Polecam również obszerny materiał (prawie 2h, masa badań) przygotowany przez Kamila Cebulskiego, doszczętnie obalający “wage gap”:
Kultura gwałtu?
Kolejny absurd opowiadany przez feministki jakoby przestępstwa seksualne na kobietach były tolerowane przez społeczeństwo. Tymczasem przestępcy seksualni stanowią najbardziej znienawidzą grupę w społeczeństwie. Nawet w świecie przestępczym i wśród więźniów znajdują się na najniższym szczeblu. Feministki próbują też wywrzeć wrażenie jakoby wszyscy “obwiniali ofiary”. Faktycznie istnieją głupi ludzie, którzy obwiniają ofiarę, że np. ubrała się zbyt wyzywająco. Sęk w tym, że feministki próbują to przedstawiać w ten sposób jakoby tacy ludzie stanowili dobre 99,99% społeczeństwa. Odbywa się to prostą metodą, wystarczy że ktoś powie np. coś w stylu “nocą lepiej na siebie uważać” i od razu feministyczny atak: “On obwinia ofiary! Wybiela gwałcicieli”. Każdy kto kiedykolwiek rozmawiał z jakąś feministką na ten temat, wie doskonale jak to wygląda 😉 .
Kolejna rzecz, od lat organizacje feministyczne manipulują statystykami gwałtów, tak aby wykazać jakoby gwałt czekał dosłownie za każdym rogiem. Christina Hoff Sommers w swojej książce pt. “Who Stole Feminism?” opisuje przykład takich manipulacji: badanie sponsorowane przez MS magazine (feministyczne czasopismo) w 1985 r. na studentach college’u w USA, które miało wykazać, że około 25% kobiet w wieku 20 lat było ofiarami gwałtu lub próby gwałtu. Tymczasem jak się okazuje za “gwałt” w tym badaniu uznawało się nawet jeśli kobieta dobrowolnie zgodziła się na stosunek po odrobinie alkoholu, bo alkohol “osłabił jej racjonalny osąd”. W rzeczywistości 73% kobiet uznanych za “zgwałcone” nie czuło się ofiarami gwałtu, a 40% z nich ponownie zdecydowało się na seks ze “sprawcą”. Takie manipulacje stosuje się do dziś, Hoff Sommers wyłapuje je nieustannie, np. tu podając jak 2,5% zawyża się do 20%. O tego typu manipulacjach powstają już całe książki jak np. “Rape Culture Hysteria”, Wendy McElroy czy “The Campus Rape Frenzy: The Attack on Due Process at America’s Universities”, KC Johnson, Stuart Taylor JR.
Kolejna kwestia to manipulowanie statykami fałszywych oskarżeń o gwałt. Feministki od lat powtarzają że rzekomo tylko 2% oskarżeń jest fałszywych, czyli podobny odsetek jak przy innych przestępstwach. Źródłem tego mitu jest tu opinia Susan Brownmiller rozpowszechniona w latach 70-tych, na którą nigdy nie podała jakiegoś wiarygodnego źródła. W dodatku Brownmiller była znana z poglądów typu: wszyscy mężczyźni są winni wszystkim gwałtom.
Ile faktycznie oskarżeń o gwałt jest fałszywych dokładnie nie wiadomo. Nikt nie jest dokładnie wykazać konkretnego odsetka. Bynajmniej nie należą one jednak do rzadkości. Szacunkowe badania FBI wskazują na 8-10% jednak są to dane zaniżone, nie obejmujące wszystkich fałszywych oskarżeń, a jedynie sprawy gdzie kłamstwo było na tyle ewidentne, że zostały umorzone na samym wstępie. Fałszywe oskarżenie nie jest łatwe do udowodnienia, stąd statystyki zawsze są mocno zaniżone. A np. dość znane badanie Kanina przeprowadzone z użyciem wariografu wskazało na całe 41%, z kolei badanie Dr Charlesa McDowella na 65%.
Całą “kulturę gwałtu” można obalić bardzo prosto. To mężczyzna będący ofiarą gwałtu jest traktowany dużo bardziej lekceważąco. To gwałcicielki a nie gwałciciele są bardziej bezkarne. Mity na temat gwałtu dominują na niekorzyść mężczyzn, którzy są ofiarami częściej niż wielu ludziom wydaje. A w dodatku kary za fałszywe oskarżenie o gwałt są zdecydowanie niższe niż za gwałt.
Przemoc ma płeć?
Kolejny feministyczny mit to przekonanie, że mężczyźni zdecydowanie częściej stosują przemoc wobec kobiet niż na odwrót. A sama przemoc ma rzekomo wynikać z uwarunkowań kulturowych opartych na męskiej dominacji. Jest to oczywista bzdura, jako że skłonność do przemocy jest uwarunkowana zaburzeniami osobowości czy problemami emocjonalnymi, które nie zależą od płci. W dodatku jak pokazują badania, mężczyźni stanowią ponad 40% ofiar przemocy domowej. A przemoc często występuje także w związkach homoseksualnych, w tym w związkach lesbijskich.
Comments